Prace posuwają się powoli do przodu.
Wkrótce skończę malowanie podwozia i silnika i pozostanie już tylko finalny montaż tego wszystkiego w jedną całość.
Mat

Półmat

Połysk

Emalia połysk + AII

Poniżej trochę OT
Zauważyłem, że ostatnio pojawiło się kilka pytań dotyczących tego, że to co chcemy uzyskać w malowaniu nie zawsze nam wychodzi. Mat nie jest gładki a połysk to jakiś półmat z grudkami.
Kilka razy i mnie spotkało coś takiego.
Poniżej przedstawię moje podejście do tematu i stosowane przez mnie metody, które mi się sprawdzają.
Jeśli chcę mieć pewność, że na danym elemencie ma być powierzchnia taka jakiej oczekuję to nie ma innej możliwości jak zachowanie nazwijmy to reżimu technologicznego. W moim przypadku jest to:
- wstępne przygotowanie elementu poprzez szlifowanie i ogólnie obróbkę na „gołym” detalu
- położenie podkładu
- poprawki/korekty
- kolejny podkład
- kolor
- ewentualne poprawki lakiernicze
- jeśli wymagany to werniks (połysk, satyna, mat)
- obróbka po lakierowaniu (polerowanie)
Wstępne przygotowanie jest tutaj kwestią kluczową, w miarę możliwości oraz umiejętności należy w tym etapie poprawić wszystkie niedoskonałości oraz wady elementu. Chodzi tutaj o najprostsze czynności jak wycinanie, szlifowanie, szpachlowanie etc. Nie zawsze jednak charakter tworzywa (kolor i „twardość”) pozwala dostrzec na tym etapie subtelne niedoskonałości, które mogą rzutować na dalszych etapach malowania. Tutaj też wykonuję ewentualne waloryzacje. Zalecane jest też po tym etapie odtłuszczenie elementów – przed raczej bez sensu ponieważ pot z rąk i brud wokoło może to skutecznie zniweczyć.
Teraz potrzebny jest podkład, który tak naprawdę służy dwóm celom – wychwyceniu niedoskonałości do dalszych poprawek i przygotowaniu powierzchni pod kolor.
Podkład daje jednobarwny i czysty „rysunek” elementu. Niekiedy pozwala też zniwelować powstałe we wcześniejszej obróbce drobne rysy wygładzając powierzchnię. Po wykonaniu korekt należy w celu ostatecznego zakończenia prac nałożyć kolejną warstwę podkładu w celu upewnienia się co do jakości finalnej obróbki jak i przygotowania jednolitego tła pod kolor (nie wszystkie farby/kolory/odcienie mają wysokie współczynniki krycia) jak i poprawienia przyczepności farby na całej powierzchni. Niekiedy po zakończeniu tych prac, przed nałożeniem szczególnie jasnych kolorów lub takich słabo kryjących nakładam białą bazę np. z Gunze.
Kolor nakładam zazwyczaj za jednym razem. Przy użyciu farb wysokiej jakości jest to wg mnie wystarczające. Farby mieszam w oryginalnych pojemnikach i aby usprawnić tą czynność zdarza mi się wrzucić np. kulkę z łożyska, która przy potrząsaniu pojemnikiem rozbija osady (nie zdarzyło mi się jeszcze nigdy aby zbić słoiczek). Jeśli farby nie da się dobrze rozmieszać to ją złomuję – szkoda nerwów na zatykający się aerograf czy niespodzianki w postaci grudek po wyschnięciu. Od dość dawna też preferuję farby bardziej rozcieńczone. Można wtedy pierwszą warstwę dać jako taka kontaktową, po obmalowaniu wszystkich detali pierwsze już podeschły na tyle, ze kolejne warstwy nakładamy grubiej i mam gotowy element. Jeśli farba wydaje się być za gęsta to rozcieńczam ją dodatkowo bezpośrednio w aerografie. Ostatnie dmuchnięcie można też wykonać właśnie taka farbą dodatkowo rozcieńczoną aby całość się ładnie rozlała na detalu. Samo rozcieńczanie farb to przepisu nie podam, tutaj trzeba sobie wyrobić na oko własne nawyki w ramach doświadczenia. Na co dzień wykorzystuję 4 różne aero jednak farby do nich przygotowuję w zbliżony sposób. Nie znam lepszej metody jak na strzykawkę. Są tanie i można ich używać wielokrotnie. Po tych kilku sklejonych modelach mniej więcej wiem ile farby będę potrzebował i o jakiej pojemności strzykawki użyć. Przed wszystkim sprawdzam stopień rozcieńczenia farby w pojemniku. Następnie nabieram w strzykawkę rozcieńczalnika (+ niekiedy retardera) i następnie farbę bezpośrednio z pojemnika. Taki roztwór po odciągnięciu tłoka do końca można w strzykawce doskonale wymieszać a do zbiorniczka aero odlać sobie tyle ile potrzeba (reszta czeka w strzykawce na uzupełnienie). Przy nowych świeżo otwartych farbach ilość rozcieńczalnika to 40-60% im farba gęstsza tym więcej.
Po nałożeniu koloru można zweryfikować jakość powłoki i jak są widoczne skazy to je usunąć i pomalować ponownie. Suszenie elementów to również cecha osobnicza modelarza – można wykorzystać suszarki spożywcze lub piekarniki (dla tych co lubią tempo i adrenalinę) a można postawić detale na kaloryferze lub po prostu na stole. Te części, które wiem, że na swoją kolej poczekają dłużej wkładam po prostu do pudełek np. po lodach i tam sobie schną czekając na swoją kolej. Od mementu jak farba uzyska pyłosuchość elementy potrzebne na już magazynuję często gdzieś pod ręką.
Werniksy – postępowanie raczej takie samo jak przy lakierowaniu na dany kolor.
Ewentualne polerowanie – napisano na ten temat też już sporo, jednak dodam, że kolejny model poleruję mechanicznie i dostrzegam więcej zalet niż wad takiego postępowania. Wstępne szlifowanie aby ściąć gęsią skórkę i paprochy które wylądowały na lakierze przed osiągnięciem pyłosuchości wykonuję ręcznie na mokro, naprawdę grube rzeczy szlifierką oscylacyjną. Następnie końcówką polerską przy użyciu szlifierki wykonuję polerowanie właściwe i wykańczające - dokładne. Jeśli uznam za konieczne wstępne polerowanie pastą zgrubną (COARSE) to je również wykonuję ręcznie. Tak naprawdę polerowanie zgrubne wykonuje tylko na tych elementach, które przeszły bardziej intensywne szlifowanie ręczne lub szlifierka oscylacyjną. Po końcowej polerce niekiedy przecieram jeszcze detale mleczkiem – to również ręcznie.
Zagrożenia płynące z polerki mechanicznej to starcie lakieru (zdarza się i ręcznie), przegrzanie lakieru (ponowne malowanie), uszkodzenie szlifierką detalu – gwarancja pewnej ręki i trzymania to niekiedy za mało – naprawa może być bardzo pracochłonna.
Staram się zachowywać ogólną zasadę, że maluję od kolorów jaśniejszych do ciemniejszych, jako masek to używam taśmy, folii aluminiowej i z tworzywa, papieru – generalnie tego co jest pod ręka i wiem, że przez to w danym miejscu farba mi nie przesiąknie.
Jest jeszcze jedna kwestia dość istotna w całej tej zabawie w malowanie – mam tu na myśli takie mocowanie elementu aby mieć swobodny dostęp z aero do każdej powierzchni, którą chcemy pomalować a elementem móc bezpiecznie manewrować we wszystkich kierunkach. Każdy ma to swoje patenty i triki, można stosować uchwyty proponowane przez producentów modeli lub też posiłkować się swoją kreatywnością co też stosuję od dawna. Mocować można pośrednio za jakiś doklejony uchwyt lub też bezpośrednio za fragment nie wymagający malowania.
Najczęstsze metody mocowania spotykane u mnie to:
- wykałaczki (w otwory technologiczne lub specjalnie nawiercone)
- fragmenty ramki wtryskowej + CA
- fragmenty ramki wtryskowej + zapalniczka (szybkie ale ryzyko zniszczenia lub zdeformowania części)
- trzecia ręka
- klamerki, klamerki z pasmanterii oraz pęsety samo-zaciskające
- taśma klejąca
- plasteliny-gumki do mocowania elementów wyposażenia
- statywy gięte z drutu miedzianego i ze szprych
Wszystko to jest raczej banalne oraz brzmi ładnie i pięknie, i gdyby było zawsze stosowane to by było super. Nie ukrywam, że zdarza mi się nagminnie malować detale seriami tzn. jeden kolor za drugim po przepłukaniu aero (serie od jasnych do ciemniejszych i od zwykłych do takich z efektem czyli metalik). Coś co zniknie gdzieś we wnętrzu to maluję bez podkładu – bo np. zapomnę. Gdzieś tam coś spadnie lub się przewróci bo byłem nieostrożny. Niedomalowania raczej mi się nie zdarzają tak samo jak dawno nie udało mi się popełnić zacieku. Jedna zasada, której nie złamałem, jeśli mam coś w wykonaniu 2 elementy (np. fotele) i jeden jest do poprawki to zawsze maluję oba – delikatna różnica w rozcieńczeniu lub grubości powłoki może być później widoczna w modelu i go po prostu szpecić.
Surfacery i Base White to mieszam między sobą bez ograniczeń tak więc co ostatecznie jest podkładem trudno mi tak naprawdę powiedzieć. W związku z tym, że zużycie ich jest szybkie to też często rozcieńczam je w słoiczku a resztki zlewam do nowo otwartego pojemnika.
W jakich warunkach to powstaje widać poniżej – mam to szczęście, że nie ogranicza mnie miejsce tylko czas.
Co niestety rozbija mnie najbardziej to konieczność wykonania retuszy gdy nie pamiętam co czym pomalowałem bo było to dość dawno temu.


To tak było przy okazji na temat mojego podejścia do tematu malowania.